prawie równy rok temu stałam z kieliszkiem wysoko uniesionym ku górze gdzie co chwila rozbłyskiwały fajerwerki. trzęsłam się z zimna i jak ostatnia kretynka obiecywałam sobie że teraz będzie już tylko lepiej. składałam krótkie i dłuższe życzenia nie zapominając o przyjaznych uściskach i uśmiechach. całą sobą wierzyłam że moje wysiłki i w miarę możliwości - porządki wokół, coś dadzą. zapisane postanowienia gdzieś na dnie szafy i rzekome zapomnienie kilku spraw tak naprawdę stały się jeszcze większym chaosem niż dotychczas. nowy rok to po prostu ogromny kac. rząd przemyśleń i podsumowań. postanowień i planów, które i tak skończą się gdzieś razem z bólem głowy. jesteśmy naiwni, wierząc że starzejąc się o rok, odcinamy się od przeszłości i idziemy całkiem nową ścieżką. to tylko nasze wyobrażania, które chcemy, aby stały się rzeczywistością. jak wakacje w Barcelonie, jak powrót do dzieciństwa czy stracenie od tak kilogramów, które zrobiliśmy w święta
|