Gdy już chwilę szliśmy spokojnie ciemną uliczką razem z naszym znajomym, znów chwycił mnie mocno, lekko podniósł i postawił na śniegu. Nie wiedząc co się dzieje nie stanęłam zbyt pewnie, czego skutkiem było to, że tym razem utrzymywał mnie parę centymetrów nad białym puchem śmiejąc się do mnie. Zapał mnie jeszcze mocniej i delikatnie pomógł wstać, utrzymać równowagę. I jak miałam niby nie polubić śniegu, chociaż tak odrobinkę? / mayii
|