już prawie wstałam z tego dna, prawie podniosłam głowę. zaczynałam myśleć o czymś innym, o czymś normalnym, o czymś - w jak najmniejszym stopniu związanym z nim. leżąc w łóżku starłam się normalnie zasnąć, choć raz od tak wielu miesięcy i śnić. próbowałam myśleć o czymś miłym, czymś, przy czym mimowolnie się uśmiecham. jednak jedynym, co przychodziło mi do głowy był on, te wszystkie dobre chwile. kiedy serce galopowało jak dzikie i szalone przez ciało, chcąc wyrwać się do jego serca. boże, miałam nie myśleć, nie wspominać. przeraźliwy pisk wydobywa mi się z gardła, znów zaczynam wić się, plątać w prześcieradłach. przeraźliwy ból bierze przewagę nad całym ciałem, wygina je w cierpieniu, rzuca, trąca. wszystko znowu wraca, minuta po minucie, każde z tamtych niszczących uczuć. ostatnim tchem uświadamiam sobie, jak bardzo go kocham i jak to mnie zabija, morduje, uśmierca, demoluje już nie tylko wnętrze, demoluje mnie całą.
|