To zabawne, gdy wracamy o świcie w stronę swoich domów, jak z jakiejś wojny. Ludzie dziwnie się nam wtedy przyglądają. Pan w długiej brodzie stojący przed wejściem do piekarni, pani z różowego bloku i ta jej koleżanka, które pazernie oczekują na pierwszą mszę w kościele. Ich wzrok, który przeszywa moje wnętrzności i szepty, które podwajają bębny w mojej głowie. Natychmiastowo się uśmiecham, powstrzymując się od śmiechu. Wtedy czuję na sobie Twoje szelmowskie spojrzenie, a po krótszej chwili 100 decybelowy rechot, który wprawia mnie w ten sam stan. Naszej widowni gwałtownie opada kopara, a Ty bezczelnie zaciągasz się dymem nikotynowym. Zapominam o bilionowym zmęczeniu, szybując w beztroskich latach szczeniackich, przy moim niby dorosłym przyjacielu. Dzięki, że Cię mam. /shirto
|