Siedząc na ławce, patrzyła na świeżo usypaną górę liści, które spadły z pobliskiej lipy. Wiatr przedzierał się przez jej grube poncho, sprawiając, że miała dreszcze. Zbliżała się zima, oddając ciepłe dni zapomnieniu. Słońce wciąż podejmowało nieudolne próby nagrzania powietrza, jednak z każdym dniem jakby zaczynało brakować mu siły, chowało się za horyzontem coraz szybciej. Ludzie uciekali do swoich domów, kryjąc się w ciepłych czterech ścianach z kubkami wypełnionymi po brzegi jaśminowymi herbatami.
Nigdy nie lubiła parkowych ławek. Były za niskie i zbyt niewygodne. A jednak kochała parki i nuty melancholii, które odkrywała w mijających ją ludziach. Czasami najdrobniejszy szczegół potrafił przywołać przed jej oczy wspomnienia, choćby kolor szalika czy wypowiedziane na głos słowo. Z wiekiem jej umysł stał się ogniskiem retrospekcji, w którym wszystko potrafiło wzniecić ogień.
Przeszłość wracała do niej wraz z gorzkimi nauczkami. Świadomością popełnionych błędów i zmarnowanych szans.
|