Zapalniczka dzielona na dwoje.
I płomień tak nierówny i spłoszony jak nigdy.
Dym szepcze pomiędzy wargami ,
że to nie tak.
Kilka centymetrów
a mur przed nami.
Buduje za dużo ścian,
palę mosty.
I papierosy
nikną w dłoniach.
Trochę nierealna jest obecność
człowieka obok
mnie.
Jest koło mnie.
Ale nie przy mnie.
Zakopuje wstydliwe spojrzenia
głęboko w marmurowych szlifowanych kamieniach.
Przypnę ten moment do piersi,
postawie przed oczami,
rozgryzę zębami,
strawię i pochłonę.
Tylko zaspany Boże
spraw
bym przeżyła tego jeszcze jednego papierosa
dzielonego na
nasze dusze.
Na półtorej skrawka
rześkiego powietrza
by moc ulokować tam
powstały dym
popielaty od pochylonych głów.
|