Potrzebuję śmierci.
Tego
jedynego
niezawodnego
zbawczego
leku.
O którym NIKT
nie chce nawet
słyszeć.
Ja chcę!
Cholernie chcę , rozumiesz?!
Pragnę jej,
łaknę
dotyku demonów
na zbolałym ciele.
To jedyny
ratunek
od tego
kiczu
jakim jest
zewsząd otaczające
spaskudzone
ludzkimi oddechami
powietrze.
Moja własna
prywatna golgota.
Kochane
przez przymrużenie oka
kontrasty.
Upadam
na twarz
bez
i
z
tą odrobiną nicości
wyplutą na zaprószone
dłonie
szmaragdowych pierścieni
kostuchy.
|