Lubię spotykać się z przyjaciółmi w drodze do szkoły i po prostu siedzieć koło nich ze świadomością, że razem możemy prawie wszystko. Nie muszą nic mówić - wystarczy, że są. Są ze mną. Na dobre i na złe. Nie wiem jak to się dzieje, że znoszą moje codzienne zrzędzenie, użalanie się oraz wrodzony realizm i pesymistyczne nastawienie do świata. Trwają kiedy moje stany emocjonalne zmieniają się radykalnie, bez ostrzeżenia. Najpierw jestem w euforii, chwilę później jestem depresyjnie dołująca i anty-wszystko. Nie mam pojęcia jak to robią ale za to ich kocham. Nie wiem jak wyglądałoby moje życie bez nich. Nie potrafię sobie wyobrazić przeszłości, teraźniejszości i przyszłości bez nich. To po prostu.. niemożliwe.
|