przyszliśmy na grób Jego przyjaciela.na ławce siedziała Jego matka.przywitaliśmy się,a po chwili Damiana wzrok utkwił w zdjęciu człowieka,który był dla Niego jak brat.stał,modląc się.kobieta, która siedziała na ławce podniosła się,i łapiąc Damiana pod rękę ze łzami w oczach spytała: 'Damciu,dlaczego? byliście jak bracia '.milczałam-widziałam smutek rysujący się na Jego twarzy.'nie wiem dlaczego.wiem jedno,to ja powinienem tu leżeć,nie On'-powiedział,po czym pożegnał się,wziął mnie za rękę i udał się w kierunku bramy.nie odzywałam się nic-widziałam jak gubi się we własnych myślach,jak zżerają Go wyrzuty sumienia.'powinno mnie tu nie być,rozumiesz?kurwa,czemu On'-wydukał,zalewając się łzami jak dziecko.kucnął,zapalając fajkę i patrząc w ziemię.przytuliłam Go najmocniej jak mogłam,po czym cicho dodałam:'na pewno chciałby abyś wykorzystał jak najlepiej to życie'.spojrzał na mnie, podniósł się i dodał:'gdyby nie Ty,obchodził bym to święto razem z Nim,tam na górze'.||kissmyshoes
|