7:20 rano. piątkowy poranek. zaspałam! budzik owszem dzwonił, jak zawsze, ale dziś wyjątkowo przysnęłam. tylko dlaczego mama mnie nie obudziła?! nie ważne. wstaję szybko, biegnę do łazienki, w pośpiechu szczotkuje zęby i przemywam twarz. w między czasie dzwonię do pracy, że najprawdopodobniej się spóźnię., jednak nikt nie odbiera. cholera... narzucam na siebie bluzkę i w pospiechu zaciągam rajstopy - byleby nie poszło oczko. spódniczka, płaszcz, kozaki, szkoda czasu na szukanie apaszki. wybiegam z domu. w drzwiach wpadam na mamę. - Skąd wracasz? - pyta. - Z łóżka. - odpowiadam. - To po co się ubrałaś? - dość logiczne pytanie, ale ja nie mam czasu na tłumaczenia. ale zaraz, chwileczkę. mama już dawno powinna być w pracy. stanęłam, popatrzyłam na nią i zapytałam - Jaki dziś dzień? - Sobota. - Na pewno? myślałam, że piątek. - Chyba tak. Wszyscy jeszcze śpią, nie ma się kogo zapytać. - Sobota?... oto powód, dla którego w piątek wieczorem należy wyłączać budzik... /katajiina
|