Pomału niewinnie i delikatnie rozdrapywała ta świeżo zagojona ranę. czasem podrażniona rana bolała lecz ona uczyła się żyć z tym bólem. pozniej naiwinie jak male dziecko kompletnie nie swiadome swoich czynow drapala i poglebiala rane na swoim sercu coraz bardziej intensywnie, bol z podwojona silna narastał a krew ciekla jej po rekach.. On byl jej narkotrykiem, jej sposobem zycia, jej zyciem. Nie zdawala sobie sprawy ze w ten sposób cale swoje serce poświeca jemu, choć on wcale ja o to nie prosil, co lepsze miala przerazajaca ja swiadomosc ze on nawet tego nie chcial.. z brutalnie wydrapanym przez milosc do niego umierającym sercem leżała w kałuży krwi. powieki jej oczu stawały się ciężkie i zaczęły sie zamykacc..Oddech stal sie ciezki, cale cialo stawalao sie bezwladne, a ona ostatkami sil cichutko szeptała tylko bezsilnie jego imie...
|