Miałam pewne zdanie, na temat mojej przyszłości.
On też je miał.
Jego wizja zupełnie odbiegała od mojej.
Przekonywałam go, łkałam, błagałam, rwałam się z krzesła, to znowu siadałam, ukrywałam twarz w dłoniach, wymachiwałam rękoma, podnosiłam głos, to znowu zamieniał się w cichy jęk.
A on.
A on stał i patrzył w okno.Jego wzrok przez ułamek sekundy zatrzymał się na mnie, po czym przesunął się na ścianę i tam już pozostał.
Stał tak bardzo długo...a może jedynie parę chwil. Rósł w moich oczach z sekundy na sekundę. Rosła też we mnie nienawiść prowadząca do obłędu. Jego twarz wyrażała złość, ból i pewnego rodzaju niemoc, ale i przekonanie.
Byłam bezsilna i załamana. Popatrzyłam chwilę na niego, po czym też wlepiłam oczy w punkt na ścianie, a on..
A on po prostu wyszedł.
Cichy, spokojny, wielki.
Ukryłam głowę w kolanach, nie miałam wyjścia - on już mnie nie kochał...
|