Filigranowe dziewczę pociągnęło lekko noskiem, spojrzało na kruka, sadowiącego się na wolnym ramieniu, przekroczyło próg zamku i poprawiło torbę na ramieniu. Czarny, skórzany pasek, tradycyjnie wręcz zmuszał rękaw rozciągniętego sweterka do osunięcia się po ramieniu. Jęknęła cicho, zaciągnęła nieznośny materiał na ramię i ruszyła wolnym krokiem ku drzwiom Wielkiej Sali, raz po raz dmuchając w białą grzywkę. Zatrzymała się na chwilę przy framudze, po czym z ogromnym trudem, zaparła się obiema dłońmi na drzwiach, pchając je do przodu. Kto by myślał, takie ciężkie drzewo dawać w wejście. Przemknęła nazbyt szybko przez próg i bez mniejszego zawahania ruszyła ku fotelowi w kącie pomieszczenia. Rozsiadła się wygodnie, na styl 'po turecku', na miękkim siedlisku. I cóż. Damon sfrunął na jej kolana, klapnął dziobem, jakby był rozczarowany faktem, że właścicielka nie dała mu jeszcze żadnego ciasteczka w ciągu tych dziesięciu minut. Patrzcie go jak się wycwanił.
|