cz.1 /Patrzyłam na trumnę którą właśnie wynoszono z kościoła. Słonce przyjemnie mnie grzało. Tłum ludzi powoli maszerował chodnikiem. Za trumną szła matka, podtrzymywana przez dwóch synów. Trzeci był przed nią, to jego niesiono. Popatrzyłam na najmłodszego z braci, z którym kiedyś potrafiłam bawić się cały dzień. Teraz nawet mnie nie poznał.Zresztą, mam się dziwić? Dotknęła go ogromna tragedia. Teraz szedł z pustym wyrazem twarzy. Gdy i ja ruszyłam z tłumem, stanęłam z brzegu cmentarza, obserwując tą tragedię bez łez w oczach. W końcu, gdy mama podeszła złożyć kondolencje, stanęłam z tyłu, jednak na tyle blisko by wszystko móc obserwować. Spojrzałam mu w oczy, wreszcie złapałam z nim kontakt wzrokowy. Trwało to chwilę, po czym odwrócił się, przetarł twarz ręką i wrócił do mamy. I wtedy mało co się nie rozpłakałam. Wbiłam paznokcie w dłoń, starając się przekazać mu w spojrzeniu całe moje współczucie. Gdybym się odezwała po policzkach pociekły by mi łzy. Właśnie to jest najgorsze. /mayii
|