Którą dostała od taty i mamy pod choinkę. Było dosyć zimno, a ona ubrała się w sam dres, bo wiedziała, że bieg ją rozgrzeje - nie pomyliła się. Nagle natknęła się na pewny drewniany domek. Weszła do środka. Macając ściany trafiła wreszcie na włącznik. Pstryk. Pomieszczenie oblał strumień stłumionego światła żarówki. Jej oczom ukazała się wielka półka, a w niej słoiki z różnymi częściami ciała. Palec, stopa, głowa, mózg, język...wszystko. Z piskiem wybiegła potykając się po drodze. Nagle wpadła na pewnego mężczyznę. Zaczęła się wyrywać, jednak ten ją zaczął uspokajać i powiedział jej kim jest. Okazało się, że to jej dobry przyjaciel z klasy. Spytał co się stało. Opowiedziała mu jak na spowiedzi wszystko, od początku do końca. Wrócili do chaty razem. Jednak na półce stały słoiki z wyrobami typu bigos, ogórki, grzyby. Złapała się za głowę, mówiła mu, że to na pewno tam było, że ktoś to musiał zabrać, że nie mogła się pomylic, bo takich rzeczy w życiu się nie zapomina. cz.2
|