jest jakoś dziwnie. niby skończyłam ten śmieszny, tygodniowy związek, prawie miesiąc temu. niby czułam się dzięki temu lepiej, niby wszystko układało się po mojej myśli. tylko... zauważyłam, że brakuje mi go. brakuje mi jego nieśmiesznych żartów i uśmiechu, którym obdarzał mnie każdego dnia. nie wiem czy mogę nazwać to tęsknotą. wiem tylko, że nie dał mi innego wyboru. wiem też, że już o mnie nie myśli, że już nie zaprząta sobie mną głowy... tylko dlaczego ja wciąż to robię? nie mogę się od niego uwolnić. nie mogę uwolnić się od tego, co czułam przy nim. mam wrażenie, jakby ktoś wyjął wszelkie moje wnętrzności i zaczął je przecinać nożyczkami. dziwi mnie fakt, że zawsze przy nim byłam, nawet jeśli tego nie potrzebował. mimo tego wszystkiego co mi zrobił, wciąż przy nim trwałam i nie odchodziłam. po tym co zdarzyło się pewnego wrześniowego popołudnia w jego stancji poczułam się jak wykorzystana zabawka, a na następny dzień udowodnił, że właśnie tak było. /1
|