Nie zapomnę. Nie, nigdy,byłże on, czy też nie był
Wieczór ów; pożarem od zórz
Niebo bladło jak gdyby w żarzącym popiele
I latarni blask żółty zblakł już.
Koło okna siedziałam w tłoku sali i gwarze
Gdzie muzyka miłością się tli,
Tobie różę posłałam. Czarną różę w pucharze
Złocistym jak niebo wsród mgły.
Popatrzyłeś. Łowiłam z zuchwałym zamieszaniem
Twoje oczy wyniosłe i oddałam Ci cześć,
Obok ona była. Zwróciwszy się doń, z pobłażaniem
Powiedziałeś: "Ta kocha się też".
I ze strun wytrysnęła odpowiedź tak twardo
I dźwięk smyczków rozigrał się w krąg.
A Ty byłeś tuż przy mnie ze swą młodą pogardą
Nieuchwytny jak drżenie Twych rąk.
Poderwałeś się z lękiem. Ptak do lotu zerwany.
Przeszedłeś obok tak lekko jak sen
perfumami pachnący,
trzepoczący rzęsami,
Twój oddechi trwożliwy krył szmer.
Ale głębia zwierciadeł twym spojrzeniem wołała
I, wołając, kusiła "No bierz!"...
A brzękadło brzęczało, cyganka w głos łkała
O miłości, o zorzy swą pieśń..
|