godzina 6. leżałam pod pachnąca pościelą, która ogrzewała moje ciało. patrzyłam się w sufit żałując że nawet gruby koc nie potrafi ocieplić mojego zmarzniętego serca. nie potrafi wylać z niego tego ogromnego wodospadu bólu, który dusi mnie o każdej porze dnia. wstałam zabierając do ręki nieskończoną przedtem butelkę tequili. otworzyłam balkonowe drzwi biorąc łyk. zimne powietrze ogarnęło moje półnagie ciało, a ja uśmiechnęłam się w nadziei że alkohol, który wrzał w moim gardle dotrze do serca i go wypali pozostawiając z niego tylko i wyłącznie proch., który zwrócę po śniadaniu.
|