kolejny poranek rozpoczęty smutkiem w oczach.
czuję, że gubię swoją indywidualność, nie umiem odnaleźć w sobie tego, co przecież jeszcze tak niedawno rozkwitało we mnie jak kwiat, chciałabym, tak bardzo chciałabym umieć wzruszać, poruszać do głębi, zastanawiać. rozczarowałam samą siebie. może zbyt wcześnie poczułam wiatr w skrzydłach, który okazał się być jedynie chwilowym wietrzykiem, który co prawda uniósł mnie ponad ziemię, ale tylko po to by za chwilę boleśnie mnie na nią opuścić. i połamały się te niewidzialne, papierowe skrzydła...
chyba się kończę, wypalam, opadam na dno bez możliwości ponownego wypłynięcia.
|