siedziała sama na ławce w parku, w rozciągniętym szarym swetrze i zgiętymi w kolanach nogami, wypatrując choć jednej małej gwiazdki na niebie. nie radziła sobie z problemami, a konkretnie jednym 17-letnim, 176-centymetrowym problemem, o brązowych oczach i czarnych włosach. zapaliła pierwszego w życiu papierosa, krztusząc się przy tym gęstym dymem, który wypełnił jej obolałe z tęsknoty płuca. pusta butelka po piwie, wydała ten znajomy od niedawna dźwięk, obijając się o brzeg ławki. otarła łzę, spoglądając na wyryte mocno inicjały jej ukochanego. sama je wyżłobiła, myśląc o nim, kiedy był daleko. tym razem już nie planował powrotu, nie wyjaśnił nawet dlaczego odchodzi. zostawił ją samą. nie patrzył jak staczała się na dno, nie przejmował się tym co czuje i przez co przechodzi. znienawidziła go za każdą niedotrzymaną obietnicę i za wszystkie smutki, z którymi budziła się i zasypiała każdego dnia od czasu rozstania. związała niesforne włosy i wtuliła się w sweter. nie wierzyła już w nic..
|