Wydobyła z pod łózka piękną, błyszczącą broszkę w kształcie ważki. Kiedy następny nazista przechodził w ramach patrolu, raz po raz śmiejąc się w twarz umierającym już z niedożywienia polakom. Zatrzymała go dotykając jego zbruzdanego krwią i lamentem munduru. Odskoczył i splunał na nią, jakby była trędowała lecz zauwarzając błyszczącą broszkę zatrzymał się.
- Czego pomiocie ?!
- Ja i mój syn siedzimy tutaj bardzo długo. Nie mamy już sił, szczególnie mój synek. Umrze jeśli dalej będzie żył w tych morderczych warunkach. Proszę pomóż nam uciec.
- Co będę z tego miał ? - na twarzy skamieniałej i niezdolnej do emocji pojawił się rys współczucia.
- Tą broszkę podarowała mi babcia. Jest w naszej rodzinie od wieków, jej wartość jest bardzo - schorowana matka zakasłala - wysoka.
Zły człowiek pooglądał ją okiem precyzyjnym jak oko zegarmistrza.
- Ja, ja, gut. Jutro o północy przyjdę po was, bądźcie gotowi.
I uciekł jakby miejsce gdzie stał zaczęło płonąć
cz. 2
|