- Mamo boję się ! Nie chcę, Ci ludzie są okropni. Mamusiu czemu los zesłał to akurat nam ?
- Synku tak to już bywa, że ludzie dobzi cierpią najwięcej.
Pik,pik,pik. Dziwięk otwierającego się żelastwa, dzielącego celę, od korytarza znienawidzonego przez setki tysięcy więźniów.
- Wychodzić. Shnella ! - odezwał się złowrogi głos oficera nazistowskiego.
Tysiące ludzi wyszło, aby po chwili ujrzeć pole gdzie musieli cięzko pracować. Ruch łopat był cięzki i spowity mgłą cierpienia.
Wieczór. Powrót do celi.
- Mamusiu jestem głodny.
- Za chwilę dostaniemy jedzenie.
Kroki oficera rozszerzały się echem po całym piekle.
- Hahahahhahahhahaha. wy nędzne, polskie świnie. Nie dostaniecie jedzenia. Pół ara pola nie jest skonczone !
Odszedł śmiejąc się. Sprawiało mu to przyjemność, nie czuł empatji.
- Synku, nie martw się, wyciągnę nas stąd.
cz. 1
|