od zawsze marzyłam o szczęściu. chciałam być księżniczką jakiegoś brązowookiego księcia, przytulać go każdego dnia, nosić jego bluzę przy zimnej pogodzie, trzymać mocno jego rękę, kiedy przeciskalibyśmy się przez tłum, móc wypłakać się na jego ramieniu, gdyby było źle, całować jego usta wieczorem, po wspólnym spacerze i żyć chwilą, tym jednym obecnym dniem, nie myśląc o przyszłości. ale książę chyba zabłądził, albo zginął, bo wciąż go nie ma, a ja nie jestem księżniczką tylko samotniczką, odliczającą dni do wstąpienia do zakonu.
|