siedziala na parapecie z podkulonymi kolanami w reku sciskala lancuszek od niego byl w ksztalcie serca .. wspominala czasy kiedy to byli szczesliwi zima juz zawsze bendzie mu sie z nim kojazyla jak slizgali sie na srodku miasta jak male dzieci i nie obchodzilo ich to ze kazdy sie z nich smial kiedy to zucali sie sniezkam i tazali sie po sniegu ze smiechu. potem on zabieral ja na gorace kakao i otulal jocykiem zeby sie nie przeziebila czasami otulal ja calym soba jego miloscia byli nierozlaczni byli szczesliwi. a teraz siedzi sama na oknie a lzy splywaja do goracego kakala bo on odszedl po prosu zostawil ja tak nagle bez skrupulow zabral jej cale cieplo i polamal serce ..
|