Po kilkuminutowym nawijaniu nauczyciela na lekcji, wyłączę się mając wszystko w głębokim poważaniu i podpierając ręką głowę otworzę ściuchrany zeszyt na ostatniej stronie. Może jeden, albo dwa razy napiszę pierwsze litery twojego imienia tak z przyzwyczajenia, ale zaraz zamażę je kilkoma warstwami tuszu z długopisu przedziurawiając kartkę na wylot. Później przez dobrą chwilę będę bazgroliła w pionowym rzędzie, całkowicie bez namysłu, wszystkie bluźnierstwa, jakie znam. Kiedy już zadzwoni dzwonek nie zamienię z nikim ani jednego zdania, tylko jak najszybciej wyjdę z klasy wkładając w uszy słuchawki i pójdę na ukochane miejsce koło kaloryfera. Włączę dobry bit najgłośniej jak się da i w tym samym zeszycie zacznę pisać, jak bardzo Cię nienawidzę. Właśnie z tym kojarzę szkołę. Nie z nauką, koleżankami i kolegami, sprawdzianami, tylko z nieustającymi myślami o tym, jak bardzo mnie zraniłeś. / ransiak
|