stała przed ołtarzem, w białej sukni, z uśmiechem na twarzy.
przed Nią stał Jej już prawie mąż. była pewna, że na słowa księdza czy ktoś ma coś przeciw temu związkowi nikt się nie odezwie.
myliła się. - ja mam! - usłyszała krzyk przy drzwiach. obejrzała się, nie rozpoznając głosu.
to był On.
tak dawno Go nie widziała. mniej więcej dwa, trzy lata. - co tu robisz? - szepnęła ze ściśniętym gardłem.
- przyszedłem po Ciebie. skarbie, myślałaś, że pozwolę sobie na stratę miłości mojego życia? - wyjaśniłeś, z tajemniczym uśmiechem. włączył się we mnie przycisk 'uwaga'. 'znów chcesz mnie zranić', pomyślałam.
- już ją straciłeś. - odwróciłam się do księdza. - to frajer. ups. przepraszam bardzo.
można kontynuować ceremonię. - powiedziałam.
|