Pamiętam te lata, gdy alkohol był przyjacielem, a fajki zastępowały matkę.
Ulica była domem, choć nie była bezstresowym wychowankiem, życie położyło mnie na łopatki i skopało mi dupę, jak nikt. GDy odpływałam już w niebyt, gdy marzyłam tylko o śmierci, ażeby ktoś mnie dobił.
Ktoś złapał mnie za ręke, pociągnął za sobą - na szczyt. To było pięknę, że przyjaciel nigdy cie nie zawiedzie.
|