I smutne to, że w deszczu łez upadłam w dół wycierając popiół z napuchniętych powiek. Szczypały. Zrezygnowana osunęłam się po grzejniku wyobrażając sobie, że zdołasz mnie podnieść. Gówno prawda. Paznokciami rwałam deski z podłogi, tak bardzo chcąc oczy Ci wydrapać, lecz… uciekłeś. Uciekłeś mimo tego, że przyrzekłeś mi swój wieczny wzrok. Ufałam Ci. Wysypałeś na mnie gruzy Twych obietnic, co mnie wiodły gorzko tam, gdzie kara ludziom łatwej wiary. Wiesz, niejedni tutaj już umarli…
|