Lodowaty wiatr zrywa z drzew ostatnie złote liście
Twoja twarz, śmiech rozchodzi się echem
Mam pięć lat park - na złamanie karku lecę
Niech to będzie wiecznością
Nie przeszłością chwilą
Tak piękne momenty życie nam obrzydziło
Zgniotło wyssało i wypluło
Proza życia przytłoczyła poezję i czułość
Widzę Ciebie słyszę głos, nie czuję dotyku
Często myślę o tym do bladego świtu
Wyciągam rękę – drzwi się zatrzaskują ciszą
Otwieram je na klatce schody jak ja nic nie słyszą
Znów się czuję sam obok mnie nie stoi nikt
Przywykłem – przełykam życia cierpki łyk
Piję dalej wodę chociaż studnię zatruło
Dobre wspomnienia tylko życie mi ratują `
|