Przytuliłeś mnie mocno. Nie mogę złapać oddechu. Odgarnąłeś moje włosy mokre od deszczu, na którym staliśmy. Spojrzałeś mi głęboko w oczy. Tak jak tylko ty potrafisz. -Nie odchodź.-wyszeptałeś. Nie odpowiedziałam. -Proszę, zostań. Nie chciałem Cię zranić.- głos mu się łamał. Nie odpowiedziałam. -Powiedź coś! Czemu nic nie mówisz?- prawie krzyczał, a w jego niebieskie tęczówki pociemniały. -A co mam powiedzieć? Cały czas prosisz, bym została. Czekam, aż powiesz po co niby mam zostać, skoro tylko ranisz...- puścił mnie. Odwrócił się nie patrząc mi w oczy i powoli odszedł. -...ale jeśli mnie kochasz to mogę dla ciebie cierpieć. Bo ja Cię kocham.- chciałam krzyknąć, ale z moich ust wydobył się tylko przerywany szept. Krople deszczu uderzające o chodnik zdawały się szeptać -Odszedł.... Odszedł... Odszedł...
|