I zastanawiam się tylko, gdzie zaczyna się zwyczajna tęsknota, a gdzie nieokiełznane szaleństwo. Od trzech dni, co wieczór, równo o północy, wznoszę któryś już to z kolei kieliszek z wódką, podnoszę w stronę księżyca i ze łzami w oczach i bólem w sercu szepczę: za Twoje szczęście , kochanie.
|