W pokoiku, światłem świec oświetlony,
krzątał się panicz, głęboko zamyślony.
Marszczył brwi, pocierał podbródek.
Zaś, z cienia spoglądał na niego ptak wszelkich niezgódek.
O pierzu czarnym niczym smoła, ślepiach czerwonych,
wargach bladych, słodkich słów obnażonych.
Myślał nad smakiem, duszy młodzieńca, którą jak wino,
szlachcic, sączyć z kieliszka będzie.
Gdy tylko róże zakwitną bielą w kolorze purpury się rumienią
|