Gdy tylko mu spojrzałam w oczy..wiedziałam,że będzie moim osobistym narkotykiem.Jak się okazało on uzależnił się ode mnie.Ja powoli zaczęłam popadać w nałóg jego osoby,lecz jednak coś we mnie pękło i ocknęłam się z tego w pewien sposób satanistycznego snu i weszłam w realne życie.Po pewnym czasie bycia odizolowaną od jego spojrzeń,stylu bycia..zrozumiałam jaki błąd popełniłam.Czułam się jak jakaś wariatka,która jest na pustyni Sahara i obojętnie przeszła koło jeziora.Gdy wreszcie zrozumiałam,że moim środkiem do życia jest właśnie on.. zrozumiałam,że przecież jest już za późno. Obserwowałam go,pisałam do niego..robiłam wszystko byleby relacja się ociepliła..na marne. Zapewne nic do mnie nie czuje. Zostaje mi żyć w nieszczęśliwej miłości ? A może jednak znajdzie się inny rodzaj mojej osobistej heroiny ?
|