siedzę na parapecie w swoim pokoju. przez otwarte okno wpada powietrze,
w którym unosi się zapach świeżo skoszonej trawy i pieczonego mięsa na grillu.
rozglądam się po ciemnych zakątkach miasta, które są gęsto
oświetlane ulicznymi lampami. gdzieś w jakiejś alejce idzie starsza kobieta z psem,
obok bloków przechodzą dzieci z piwem w ręce, a jeszcze indziej
jakaś para podziwia dzisiejszą noc. kiedy zapada mrok wszystko wydaję się
jakby prostsze, a czas jakby rozpoczął wakacje. jakby ten chaos codziennego dnia zginął.
bez żadnych przeszkód słyszę swoje myśli i szybko bijące serce pobudzane
już piątą kawą. bez żadnych skrupułów mogę odetchnąć wiedząc
że nie zostanie mi wbity nóż w plecy.
|