I wczoraj leżąc w łóżku, uświadomiłam sobie- że bez niego całe moje życie nie ma żadnego sensu. Łzy ciekły po policzkach, a krzyk nie mógł ukoić wewnętrznego bólu. Mama nie przyszła do pokoju. Ojciec tępym wzrokiem wpatrywał się w przestrzeń przed sobą, udając że to go nie dotyczy. Zostałam całkiem sama... Miłość mojego życia całkowicie mnie olała, wyjeżdżając w trasę... Nie miałam przy sobie nikogo, komu mogłabym się wyżalić. Nienawidzę swojego życia... Ale mówiąc że go nienawidzę, wcale nie miałam na myśli tego, że wolałabym się nigdy nie urodzić... Ja po prostu cały czas mam pod górkę i psychicznie tego nie wytrzymuję. Muszę odreagować, a jedynymi formami relaksu jest dla mnie pisanie, malarstwo i wycieńczające ćwiczenia, w czasie których nie mam kiedy myśleć...
|