powoli przyzwyczajałam się do tego,że gdzie się nie pojawiłam-byłam z nim.wszędzie chodziliśmy razem,bez względu na okoliczności.nie,nie byliśmy parą.nasze charaktery nie do końca się zgrywały.był za mocny,ja zbyt dziecinna i nie ogarniająca jego świata,znajomych.czasem pod wpływem chwili coś się między nami rodziło.w mojej głowie dodatkowo zaczynała żyć nadzieja,ale spoglądając w jego oczy skutecznie ją dobijałam.one wprost krzyczały,że nie mają ochoty na stały związek.||sluchajkotq
|