Tego lata słońce grzało nieubłaganie. Wskazówki zegara dawno minęły siódmą po południu. Brzeg jeziora opustoszał jakąś godzinę temu. Właściciele zaganiali przyjezdnych, kusząc promocjami i świeżymi rybami, do swoich restauracji. A ci szaleńczo rzucali się z obłąkaniem w oczach. Byleby tylko zjeść jak najszybciej, byleby jak najszybciej wrócić nad jezioro by ulokować się w jak najlepszym miejscu przed koncertem. Kilka rodzin wpadło na cudowny pomysł wysyłając ojca do restauracji z zamówieniami dla reszty. Sami w tym czasie zajmowali miejsca pod sceną rozkładając wilgotne koce na ławkach. Całe zamieszanie nie dotyczyło jednej osoby. / amithiel
|