jak mały, bezbronny dzieciak przyparty do ściany z przyłożonym do szyi ostrzem. jak wariat zamknięty w pokoju bez klamek, któremu głowę rozrywają od środka setki myśli. jak umierający, który ma świadomość, że cierpieć i wykrwawiać się może jeszcze wiele godzin. raniąca. bezwzględna - bezradność. i chociaż ja żyję, mam się dobrze, nawet jestem w miarę normalna, także przez nią cierpię. jestem jak dziecko, stojące przed wystawą wspaniałego sklepu, w którym kiedyś bywało często, a później już w ogóle, bo ukradło cukierka i pokłóciło się ze sprzedawcą. maluch wie, że on już nie ma mu tego za złe. że właściwie, to jest w porządku. ale właściwie to dobre słowo do takich spraw. bo właściwie jest dobrze, ale świadomość powtarza, że już nigdy nie będzie jak kiedyś. bo właściwie w głowie bezradność i strach przed odrzuceniem krzyczą tak głośno, że pozostaje mu jedynie stać przed wystawą i uśmiechać się do sprzedawcy. dzieci mają zdolność, do wyolbrzymiania wielu rzeczy. ja chyba nie dorosłam.
|