siedzę sobie i umieram na ból brzucha. znowu sama, chociaż miało być tak pięknie. radości wczorajszego dnia leżą na szafce obok nowych, czerwonych conversów które też już nie cieszą. plany na spędzenie urodzin w krk się zmieniły, z oczu coś cieknie. cały czas wydaję się sobie tak głupia i nudna, że nie wiem czy ktoś mnie wgl polubi w lo. i tylko wiem, że najwspanialszym prezentem byłoby zobaczyć w poniedziałek po południu nią. uśmiechniętą, z piegami na twarzy i tym swoim czarującym uśmiechem. w kilka godzin spędzonych w promieniach słońca i przez pół nocy przegadałybyśmy wszystkei miesiące rozłąki. na drug dzień ogarnęłybyśmy moje urodzinowe spotkanie ze znajomymi. porobiłybyśmy zdjęcia. dostałybyśmy wielkiego kopa optymizmu, który w nas przygasa. żyłybyśmy obie teraźniejszością, nie myśląc o ludziach, których straciłyśmy. kocham ją ja siostrę mimo odległości.
|