Idąc do szkoły powiedział, ze to koniec - odchodzi. Zaczęłam się głośno śmiać, uznałam, że to jakiś głupi, pieprzony żart. Jednak on mówił poważnie. Zamilkłam i odeszłam w stronę szkoły. Krzyczał coś w stylu: ale bd przyjaciółmi? Weszłam do szkoły i odruchowo tona łez poleciała mi po policzkach, czułam jak moje serce cholernie piecze. Ale nie, przecież musze być silna.. Nie mogę się załamać. Powiedzialam, ze wszystko w porządku i szybko zapomnę..wybiegłam z klasy, choć ledwo stałam na nogach, ale nie mogłam się poddać, nikt nie mógl poznać po mnie smutku. Wytarłam łzy. Niepotrzebnie, kolejna partia wylała się z moich oczy w niespełna sekundę. Nie potrafiłam nad sobą zapanować.Skulona usiadłam na korytarzu myśląc, czemu to właśnie ja strąciłam swój najsłodszy narkotyk?
|