z początku nasi przyjaciele są wspaniali. przychodzą i siedzą ze mną, ale powoli się wykruszają.
nie moge miec im tego za złe - nienawidze ich za to, że nie wiedzą co powiedzieć. że unikają mówienia o problemach. nienawidze ich za tchórzostwo i za myślenie, że może mnie interesować cokolwiek innego, co mają do powiedzenia. nienawidzę ich za to, że mogą o tym mówić tak spokojnie, że nie czują tego miażdżącego bólu, co czuje ja. moi przyjaciele cieszą się, kiedy zaczęłam rozmawiać z kimś innym. myślą, że ci 'inni' odwalą za nich trudne rozmowy i zdejmie to z nich odpowiedzialność. chcą, żebym ruszyła naprzód, by nie musieli się już o mnie martwić. a ja tylko wzruszam ramionami i od teraz odpuszczam sobie takie znajomości. bo są i tacy, którzy jeszcze wpadną, spotkają się, dzwonią, pytają jak się czuje i naprawdę chcą usłyszeć odpowiedź - TYCH ZATRZYMUJE.
|