Siedziała w deszczu na ławce z paczką szlugów i wódką. Cała przemoknięta i drżąca z zimna próbowała zapalić szluga. Kiedy kolejny raz zgasł poczuła czyjąś rękę na ramieniu.
-Zostaw to. Nie pozwolę byś się tak niszczyła od środka.- usłyszała głos, ten który słyszała nawet w snach.
-Ty. Ty bardziej niszczysz mnie od środka... wiesz, że rani mnie choćby twoje zachłanne spojrzenie na jakąś blondynę po drugiej stronie ulicy?- Poczuła, że on ją obejmuje.
-Już więcej nie będę. Nawet te oczy, bym sobie wypalił, tylko po to byś była szczęśliwa...
|