Wyszłam rano z domu. Nie dbałam o wygląd. Łzy płynęły mi strumieniami. Nie obchodził mnie tusz, który kapał po moich policzkach, opadając na kurtkę. Było zimno i wiał porywczy wiatr. Słuchawki co chwilę wypadały mi z uszu. Włączyłam najsmutniejszą piosenkę, jaką miałam na telefonie. Ledwo co szłam, tak bardzo rozszarpywało mnie od środka. Nie miałam gdzie wracać. Nikt mnie nie rozumiał. Wszyscy mnie obwiniali. Nie miałam sił na dalszą wędrówkę. Gdy zaszłam w miarę daleko od domu, usiadłam w samotności na schodkach. Głowę schowałam w kolana. Dusiłam się z rozpaczy. Nikt nie mógł mi pomóc i miałam tą cholerną świadomość, że już nigdy nie będzie dobrze. / magdalenowaa
|