I gdy idę, patrzę na to wszystko, czy to ma w ogóle jakiś sens. Dwoje ludzi się ciągle mija, choć tak naprawdę nie mogą bez siebie żyć. Dlaczego tak się boimy? Beznadzieja. Nicość. Strach. Obawa przed zranieniem. Życie jest tak krótkie, a każdy zajmuje się problemami i ich roztrząsaniem. Każdy może przecież popełnić błąd. Ale robienie ich celowo, by być zdołowanym, narzekającym na swoją "popierdoloną" egzystencję do niczego nie prowadzi. Tak, staram się to zrozumieć, ale to jest zajebiście trudne. Bo jaki jest cel w stwarzaniu sobie kłopotów? Dlaczego nie postawić wszystkiego na jedną kartę? Żyje się tylko raz do cholery, bo ja nie wierze w żadne pieprzone reinkarnacje. Nic nie przychodzi łatwo, ale taka jest kolej rzeczy.. / in_love_x3
|