|
Pamiętam dokładnie swoje pierwsze zauroczenie. Wyszłam ze znajomymi na dwór, a potem kumpele mnie z nim poznały. Wszyscy szli na przodzie, a my za nimi. Rozmawialiśmy o wszystkim, dla mnie było to coś wspaniałego, bo czułam, że znam go wieczność i że to jest właśnie TEN jedyny. Na koniec pierwszy nasz pocałunek i ta ogromna, wewnętrzna radość i wydawało mi się, że bije blaskiem na kilka kilometrów. Wymieniliśmy się numerami, obiecał, że zadzwoni. Wróciłam do domu, włączając telewizję. Tak mało obchodziło mnie to, co tam jest. Siedziałam zamyślona, a w głowie wciąż to, co wydarzyło się kilka godzin temu. Potem tylko płacz w poduszkę i codzienne czekanie na jego telefon. Ogromna chęć zobaczenia go i powstrzymywanie się od ciągłego mówienia o nim. Trwało to aż ponad rok. Już wtedy, przy pierwszym zakochaniu, przekonałam się jak okrutni oni mogą być. / pepsiak
|