Wzięłam jakiś pierwszy lepszy sweterek i wybiegłam z domu, cała szczęśliwa. Poszłam w to miejsce, w którym mieliśmy się spotkać. Wiatr schładzał moje ciało, ale słońce dalej ogrzewało każdą część mojego ciała. Nie przychodziłeś, nie odbierałeś telefonu. Zaczęłam się martwić. Ruszyłam w stronę Twojego domu. Z daleka zauważyłam tłum ludzi, pełno policji i odjeżdżającą karetkę. 'To niemożliwe!' Krzyknęłam i zaczęłam biec. Naszła mnie myśl, że to Ty uległeś wypadkowi. Podbiegłam do tłumu, bałam się zapytać, co się stało. 'Słońce, jesteś!' Usłyszałam Ciebie, wyłaniającego się z tłumu. 'Zabiję Cię!' Krzyknęłam, rzucając się na Ciebie i okładając pięściami. 'Nigdy więcej nie rób takiego czegoś!' Krzyczałam, gdy złapałeś mnie za nadgarstki. 'Co Ty? Ja tu się bałem, że to Ty. Dziewczynę tak zmiażdżyli, że nikt jej nie mógł rozpoznać.' Powiedziałeś, przytulając mnie do siebie. 'Odbieraj telefony, pedale!' Powiedziałam jak najgłośniej mogłam, gdy Twoja klatka piersiowa uniemożliwiała mi to.
|