Padnięta wróciłam do domu, już w samochodzie oparłam się o fotelik siostry i zamknęłam oczy. W domu zjadłam obiad i od razu położyłam się spać. Musiałam odespać czytanie lektury do 4 rano. Przed 20 obudziła mnie mama, że mogłabym zainteresować się psem. Wyszłam po niego, nie przybiegł od razu, więc poszłam go szukać. Nie było go nigdzie, łzy nacisnęły mi się do oczu, że temu małemu wariatowi mogło się coś stać, a ja zamiast wyjść z nim to spałam. Zaczęłam szukać go wzdłuż ulicy, bo sąsiad już parę razy mówił, że samochody musiały ostro przed nim hamować. Potem szukałam na łące. Wkurzona i zapłakana wróciłam na podwórku. Sonia zaczęła szczekać, podeszłam ją pogłaskać. A obok niej dumny z siebie stał ten mały gnojek, którego mama musiała przez przypadek zamknąć w zagrodzie przynosząc jedzenie. Poczułam wielką ulgę, że moje największe marzenie z dzieciństwa jest całe. /assiek
|