Siedziałam na ławce w parku, czytając książkę. Letni wiatr podwiewał moją jasną sukienkę, odsłaniając opalone nogi. Rozejrzałam się. Przeszedł mnie dreszcz. Jego postać zauważyłam już z daleka. Chwyciłam torebkę i zaczęłam kierować się w stronę galerii. Słyszałam, że biegnie i automatycznie przyśpieszyłam kroku. – Skarbie, zaczekaj! – Przestań mnie nachodzić, mam swoje życie! Ty zresztą też. – zaczęłam biec, powstrzymując łzy. – To ja jestem częścią twojego życia.– dogonił mnie, łapiąc mocno za oba nadgarstki. Czarny tusz zaczął spływać po moich rumianych policzkach razem z niekontrolowanymi potokami łez. – Kocham cię. Ciebie i nasze dziecko, dlaczego tak trudno ci w to uwierzyć? – po jego spalonej słońcem twarzy spłynęło kilka łez. – Przepraszam za tamten wieczór, nie byłem sobą, nie chcę was stracić… - wyszeptał, kładąc dłoń na moim brzuchu. Uśmiechnęłam się niepewnie. – Już dobrze, dziś zaczynamy od nowa. – zamknęłam mu usta słodkim pocałunkiem. – Wracajmy do domu.
|