Wszystko wiruję. Jest tak niesamowicie zimno. Trzęsę się. Drżę. Świadomość kończy się tam gdzie istnieje moje ciało. Kurczę się. Jest lepiej. Wydaję mi się ,że zapominam o wszystkim. Myśli jakby przyćmione dymem z papierosa. Nie mam w tym momencie wspomnień. Mam tylko moje dzisiaj i słońce w oknach mieszkań. Mam zimny wiatr i chłodne dłonie. I muzykę, cichą, głośną, o jakąkolwiek poproszę. Wyciągam ręce ku niebu i łapię ptaki za łagodne, miękkie pióra. One się nie boją. Myślą ,że jestem powietrzem, bo moje ciało jest tak chłodne, tak lodowate, jak śnieg, jak lód, jak szczyty najwyższych gór. Przykrywam dłońmi powieki, masuję je delikatnie i czuję jak ciepło ogarnia moje ciało. Widzę chmury. Widzę świat. Widzę ludzi. I myślę ,że nie potrzebuję niczego więcej.
|