Wybiegłam z klasy po matmie, trzymając w dłoni zeszyt, wypełniony starannie malowanymi serduszkami z idealnie wykaligrafowaną pierwszą literą Twojego imienia. Krzyczałam, że życie bywa piękne, a przed oczami miałam Twoją blond grzywkę opadającą na szaroniebieskie oczy i niemalże czułam jakbyś mnie znów obejmował. Wykonałam pełny obrót z radości i… wpadłam na Niego. Przeprosiłam go i przyjrzałam mu się uważnie. Uśmiechnął się ciepło. To przecież Jego kocham. To on jest tu ze mną codziennie, stara się poprawiać mi humor, dotrzymuje towarzystwa, umila dzień. Niby nie kocha mnie, ale już wie, że to ze mną się ożeni. Taak, swoimi odkryciami czasami rozbawia do łez, ale wtedy zrozumiałam, że nie oddam go nikomu, nie wymienię na lepszy model. Nie ma lepszego. Od zawsze tak było i już. Pozostaje tylko czekać na odpowiedni moment.
|